Jeśli zadasz ludziom młodym pytanie, jak chcieliby żyć, czego doświadczać, to często odpowiedź oscyluje wokół pojęć takich jak: szaleństwo, przygoda, doświadczanie.
Chcemy przeżywać szaleństwo. To chyba najlepsze określenie. Nasze małe, nieskończone szaleństwo. Boimy się rutyny. Z jednej strony naszymi działaniami dążymy do stabilizacji, a z drugiej nie dopuszczamy do tego, by coś przegapić w życiu. Idea całkiem dobra.
Jak pytasz o definicję dobrego, trwałego małżeństwa to mówimy, że chcemy przeżywać romans i motylki w brzuchu przez całe życie. Chcemy się czuć tak, jak teraz. Zakochani, wolni, beztroscy.
Dobry okres studiów to ten…nieprzestudiowany. Taki, w którym poznajemy ludzi, wracamy nocnymi autobusami po nieziemskich koncertach, budzimy się rano skacowani po imprezach, a dzień zaczynamy od śmiechu.
Najlepsi przyjaciele to ci, z którymi tańczymy do rana, mamy napady śmiechu, jedziemy stopem do innego kraju i przeżywamy „lato, które zdarzyło się tylko raz”.
To dobrze, że chcemy przeżywać, wyrzucać nudę, próbować. Ale źle, jeśli gubi nas przywiązanie do tego.
O co mi chodzi?
Młodość jest po to, żeby narobić sobie wspomnień. Oczywiście, dalej możemy wybierać słynną drogę stabilizacji, a możemy całe życie szukać. Jeśli radzimy sobie dobrze w taki sposób, to nie ma problemu. Ale taki przygody uzależniają. Nie umiemy ich wspominać bez zawężania naszego obrazu życia w przyszłości. Myślimy o tym, jak cudowny był moment, kiedy najlepsza wixa życia trwała do rana. Kiedy on oświadczył się w najbardziej spontanicznym momencie, wyskakując z tortu urodzinowego następnego dnia po nocy, w której o tym marzyłaś. Tęsknimy za wycieczką, która była autostopowym eurotripem i zostało po niej milion zdjęć, oglądanych na każdym kolejnym spotkaniu z tymi znajomymi.
Świetnie, że to było. Że miałeś odwagę pojechać w podróż, coś zobaczyć, że przytrafił Ci się facet, który przygotował dla Ciebie taką niespodziankę i że mogłeś przeżyć swój czas.
Tylko że życie to całość. To każdy dzień, który nie może być zmarnowany. To poranki, w których chcemy się budzić spokojni i pewni najbliższych godzin. To wieczory, w których chcemy zasypiać bez strachu o jutro. Ludzie, których chcemy być pewni bez względu na to, jak potoczy się cała reszta. I wreszcie człowiek, który ma być wtedy kiedy mówisz „Chcę z tobą porozmawiać” i odbiera telefon, kiedy wykręcasz jego numer o drugiej w nocy.
Bo związek nie składa się z kilku procent godzin tęsknienia, mocnych przytuleń po powrotach po po roku wyjazdu za granicę i kolacji w restauracji na wieży Eiffle’a na rocznicę ślubu co pięć lat.
Składa się z dziesiątek kompromisów, setek zwykłych dni i rozmów, zastawania po sobie brudnych naczyń na stole w kuchni i mówienia „Nie siedź za długo.”, kiedy chcesz już spać, a ona nadal przegląda papierki do pracy.
Przyjaźń nie składa się z kilku procent najlepszego wyjazdu, wymarzonego prezentu urodzinowego i życzeń.
Składa się z mówienia „no dobra”, kiedy zgodzenie się to ostatnia rzecz jaką masz ochotę zrobić, szukania dla siebie dwudziestej piątej godziny w ciągu doby, kawy na mieście i czasem trzymania sekretów, kiedy wcale nie jest to takie proste.
Życie nie składa się z najlepszych imprez, zachodów i wschodów słońca na plaży w Bułgarii, farta przy każdej.
Składa się z radości, smutku, łez szczęścia, wzruszenia i rezygnacji. Z powitań i pożegnań, przyjaciół i wrogów, szczerych i nielojalnych. Dni nauki i zaciskania zębów, sukcesów. Porażek. Dni oszczędzania, lat zbierania na nowy samochód i wymarzony dom. Jednej parapetówki w tym nowym domu. I miliona innych rzeczy, którymi płacisz za jedną zdobytą.
No i …czasem tych kilku chwil, kiedy masz czas usiąść, otworzyć stary album i powspominać. Te parę procent, którymi wygrywałeś swoją młodość, ale którymi nie zbudujesz swojego życia.