Untitled 1
0

Czym Go (nie) kupisz?

Magda była średniego wzrostu szatynką o błyszczących oczach, ślicznych młodych rysach twarzy i idealnie czystą cerą. Lubiła o siebie dbać. Nie była jedną z tych dziewczyn, które pragnęłyby zawalczyć o możliwość wpisania w CV ilości lajków na fb i instagramie pod zdjęciem wysportowanego brzucha, nóg, brzucha, nóg i jeszcze raz brzucha. I nóg. I niby ukrytych cycków.

Nie była też jedną z tych, które nie wiedziały, czego chcą w życiu. Studiowała z pasją filologię włoską, w wolnych chwilach czytała dobre, norweskie kryminały, szukała pracy, a weekendy spędzała w górach, zdobywając kolejne szczyty. Ludzie ją lubili. Umiała słuchać, śmiać się, podchodzić z dystansem, nigdy nie oceniała, ale też nigdy nie rezygnowała z siebie. Potrafiła być asertywna i żyła własnym życiem. Tak po prostu.

Ale była też normalnym człowiekiem. Z uczuciami i słabościami. Podobno każdy musi przejść przez to w życiu choć raz. Zakochać się na zabój, oddać wszystkie swoje myśli, zawieść się, złamać całego siebie i poskładać od nowa. Magdzie przytrafiło się to dopiero teraz.

Zawsze myślała, że nikt nie jest w stanie jej złamać. Bo nigdy nikt nie był. Na zaczepki w klubie odpowiadała krótką, odmowną ironią, nie pakowała się w puste relacje, pilnowała swoich wartości, a po dziewiątym kiepskim spławionym facecie przestała ich liczyć. Nie, nie była zapatrzoną w siebie księżniczką. Była kobietą doskonale znającą swoją wartość i wiedząca, na co zasługuje. I na pewno nie był to ktoś z ambicjami ugrania wszystkiego jak najniższym kosztem.

Ale. Ale zawsze jest ale. Kiedyś pojawił się Michał. Długo nie dopuszczała do siebie myśli o Michale, jako materiale na coś więcej. Ale w końcu musiała się przed sobą przyznać, że wcale nie jest taka twarda, jak myślała. Wcale nie potrafi tak łatwo powiedzieć „nie”, wcale nie potrafi tak szybko zapomnieć i totalnie, ale to totalnie nie wie, jak wyrzucić Go ze swoich myśli. Michał zdobył Magdę jak żaden inny.

Emocji było więcej przez ich gorące trzy miesiące, niż przez całe jej poprzednie dotychczasowe życie. Wiara w to, że się uda, była większa niż w prawdziwość działania 1+1=2. A nadzieja, że on wróci, nieskończenie razy większa niż ilość liczb w rozwinięciu dziesiętnym liczby pi.

Nie udało się.

Nie wrócił.

Wiesz dlaczego? Bo był dupkiem? Nie wiem. Być może. Ale to nie to, bo ludzie nie wracają z powodów logicznych, rozsądnych, z chęci bycia fair, z wytłumaczenia sobie, dlaczego nie wyszło albo z miliona innych przyczyn.

Ludzie wracają wtedy, kiedy chcą i tam, gdzie chcą.

A nie wracają, kiedy nie chcą.

I tak, to jest takie proste.

Wiesz już, czym Go nie kupisz?

1) Płaczem.

Możesz wcale nie robić scen, wyrzutów, awantur i niczego nie udawać. Możesz płakać najbardziej szczerze, długo i mokro jak tylko umiesz, ale to nic nie da.

Możesz też jednak zrobić z siebie ofiarę, potrzebująca współczucia i litości, możesz udawać jeszcze większy ból, niż naprawdę czujesz (really?) i patrzeć na niego oczami zbitego psa. Możesz. Ale to też nic nie da. Mieszanka technik w odpowiednich proporcjach również. Bo te proporcje nie istnieją. Bo Twój płacz i emocje mogą wzbudzić wszystkie istniejące w nim pozytywne uczucia, ale nie uczucia do Ciebie.

2) Urodą.

Wiem, że jesteś niesamowicie ładna, wręcz śliczna, a Twoja figura po regularnych ćwiczeniach 5 razy w tygodniu po kilku latach właściwie nadaje się na okładkę Shape bez wcześniejszego użycia Photoshopa. Serio w to wierzę. A on, jako facet, oprócz tego widzi to. Jakieś 3534 razy bardziej niż ja i prawdopodobnie jego „konar płonie” od samego patrzenia na Ciebie, być może żałuje trochę, że nie będzie mógł już bezkarnie dotykać Twojego ciała, a kumple mówią mu, że dawno nie widzieli z nim tak świetnej laski. Tylko że to w najmniejszym stopniu nie sprawia, że on chce z Tobą być. Chce Ciebie, ale nie chce życia z Tobą.

Zastanów się, jak bardzo skrajne są Wasze oczekiwania i jeszcze raz odpowiedz sobie na pytanie: jak Twoja wizja szczęsliwego, dozgonnego związku miałaby się udać? No.. jak?

3) Logiką.

Okej, to ustaliliśmy już, że nie robisz awantur, nie wyzywasz go od ostatnich dupków i nawet potrafisz nie wypominać tego nienaprawionego kranu. On to docenia. To znaczy, ma święty spokój, a to się ceni.

Stawiasz na logikę. Tłumaczysz, co było nie tak, co zrobił źle, co zrobiłaś źle Ty, jak możecie to naprawić i ogólnie prawdopodobnie dyplomacją i spokojem w rozmowie mogłabyś zawstydzić niejedną znającą się na rzeczy panią psycholog.

Dochodzimy po raz trzeci do tej samej puenty. Ale.. co z tego? Wiemy, że masz rację. Że zepsuliście to razem i to wszystko naprawdę dało się naprawić! Że istniały magiczne lub mniej magiczne sposoby na to, żeby sobie poradzić z tym i kolejnym kryzysem w Waszym związku. Bo one istnieją zawsze. Tylko mają jeden mały haczyk. Ludzie muszą tego chcieć. On nie chce. Ups.

4) Całą resztą.

Zazdrością, demonstrowaniem zarówno swojego szczęścia i nieszczęścia, podstępami, zmianami technik i każdą czynnością, którą próbujesz mu pokazać, że warto do Ciebie wrócić. I owszem, być może wywołasz w Nim jakieś emocje. Czasem nawet takie, że utwierdzisz go w tym, że decyzja o zostawieniu Ciebie była tą właściwą. Czasem lekką zazdrość, pożądliwe spojrzenie i miłe wspomnienie. Ale nic z tych rzeczy nie jest tym, czego chcesz. To nie moment, w którym on cudownie uświadamia sobie, że być może popełnił błąd.

Ludzie najlepiej uczą się na własnych błędach. Podobno inteligentni na cudzych. Ale to nieprawda. Można się uczyć na błędach cudzych, swoich, książkach, doświadczeniach, domysłach i korzystać z własnej inteligencji emocjonalnej. Ale najlepiej nauczysz się na własnym błędzie. Wtedy, kiedy coś stracisz, zepsujesz, wtedy, kiedy zaboli, kiedy zatęsknisz i uronisz łzę.

Ta sytuacja to nie wyjątek.

Dystans. Nie wiem, czy zawsze warto go stosować. Bo nikt tego nie wie. Kiedyś pisałam, że możesz być najlepszą wersją siebie, a to i tak nie wystarczy. Więc dystans nadal nie jest żadną gwarancją, ale jest jedynym BYĆ MOŻE, jedynym MOŻE pokazaniem Mu, jak to jest bez Ciebie. Jak jest z Tobą, już wie.

Jedyną szansą, by SAM zrozumiał, czego chce. I że tym czymś jesteś Ty.

Ale to nie Twoja zasługa. To jego własny porządek w głowie, który wyrzuca przeszkody z drogi do Ciebie. Zrobiony dobrowolnie, bez Twojej obecności i ingerencji. Bo nimi i całą resztą go nie kupisz.