Jest takie powiedzenie:
„It’s funny how, day by day, nothing changes, but when you look back, everything is different.”
Istnieje też często fałszywe przekonanie, że na coś jest za późno. Dla jednych jest to nauka języka obcego albo programowania, rozpoczęcia diety i zdrowego stylu życia, dla innych znalezienia partnera życiowego, naprawienie swoich błędów, przeprosiny i skok ze spadochronem.
Co ciekawe, ludzie, dla których jest na to za późno, to ci, którzy myślą, że jest za późno.
Ci, dla których nie jest za późno, to ci, którzy nie słyszeli tych dwóch słów i siedmiu liter, więc próbują.
Z perspektywy dnia dzisiejszego i każdego innego nie jestem w stanie powiedzieć nigdy, jak różni się mój dzień dzisiejszy od aktualnego wczorajszego i jak będzie się różnił od jutrzejszego.
A jeśli już, to różnica dotyczy czegoś w stylu rosołu zamiast pomidorowej na obiad. Albo czarnych legginsów zamiast niebieskich.
Kiedy patrzę wstecz i przypominam sobie rzeczy, których się bałam i które wydawały się dla mnie … nie, nie trudne. One były dla mnie nie do przeskoczenia. Myślałam, że wolałabym odbyć podróż dookoła świata niż spróbować zrobić coś, co jest takie ciężkie! Dzisiaj nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym jakimś cudem, przypadkiem lub celowym działaniem nie zmieniła swojego myślenia.
Bałam się absurdalnych rzeczy. W absurdalnym czasie, który kompletnie nie był na to przeznaczony. Bałam się matury, samodzielności, ludzi, samotności, nowych miejsc, bycia not good enough, komarów, rozstań i szczerości. Komarów nadal się boję, ale bycia sobą już nie. Nauczyłam się, że nie można myśleć o deszczu, kiedy niebo jest łagodne, a o odchodzeniu ludzi wtedy, kiedy ci są najbliżej nas. Bo tym strachem można zepsuć wszystko, łącznie z przyszłością, jak i teraźniejszością. Przypomina mi to o tym, że ludzie nigdy nie wiedzą, kiedy są szczęsliwi. Wiedzą tylko, kiedy byli szczęśliwi. I znów nie są szczęśliwi, bo porównują to, co mają teraz do tego, co czuli kiedyś. I zawsze wydaje im się to jakieś gorsze, mniej wartościowe. Podczas kiedy to po prostu jest inne. Ale przymiotnik „inny” dokładają dopiero wtedy, kiedy ich szczęście odchodzi do przeszłości i zdają sobie sprawę, że właśnie się skończyło.
Istnieją tak zwane pytania behawioralne. Zgodnie z ich założeniem, przywołują one określone okoliczności i zdarzenia z przeszłości, umieszczając w nich konkretne zachowania człowieka i przewidują, że każdy z nas ma tendencje do powtarzania pewnych wyuczonych przez siebie schematów. Tym samym istnieje szansa, że gdy znajdziemy się ponownie w podobnych okolicznościach, które zbudują w naszej podświadomości reminder o tamtych z przeszłości, to postąpimy podobnie. Nie wiem, czy nazywa się to comfort zone, niską skłonnością do ryzyka czy też psychologicznym założeniem. Ale wiem, że jakkolwiek to nazwę, to jest to tym, czego nie chcę robić i żadna psychologia nie powie mi, że nie mogę temu zaprzeczyć. Jeśli tylko włączę w to swoją świadomość.
Kiedy uświadamiałam sobie swoje błędy, niektórymi byłam tak zażenowana, że wydawał omi się, że jeśli przyznam się lub – tym bardziej – pokażę, co zrobiłam źle i swoją świadomość tego, to skompromituję się jeszcze bardziej. I trwałam w tym. A kiedy przestawałam, żałowałam jedynie tego, że zrobiłam to tak późno. Panuje jakaś dziwna tendencja w nas, ludziach, że jeśli jedna rzecz idzie nam źle, to drugą i trzecią też chcemy zepsuć, wręcz na pokaz. Tak żeby wszyscy dali nam święty spokój, bo przecież skoro sami uznajemy własną beznadziejność, to już nikt nie jest w stanie dalej nas zranić.
Myślałam, że jeśli zrobiłam coś źle, to cała reszta jest już obojętna. Jeśli od roku tkwię w toksycznej relacji, to odejście teraz będzie… dziwne? Jeśli żyłam nie tak, jak chciałam przez 20 lat, to ostatnią rzeczą, jaką powinnam teraz robić, to wywracanie sobie wszystkiego do góry nogami. Teraz nawet jeśli robię uparcie ten sam błąd enty raz, a ludzie się śmieją, że już”po ptokach”, to wciąż wierzę, że kiedyś zdobędę siłę do tego, by skończyć liczyć błąd, a zacząć świętować datę zmiany. Niekiedy osiągałam pokaźne liczby. Nie szkodzi.
Jeśli popełniłeś tę samą gafę 16 razy, to myślisz sobie, że do trzeciego , ewentualnie piątego razu, był sens to zmienić. Ale teraz najlepiej dotrwać w tym do końca i popełnić również siedemnastą a i dwudziestą jeśli los pozwoli, zamiast przy trzynastej najeść się wstydu po przyznaniu się do błędu, a po przeczekaniu przełomowej czternastej zyskać szacunek za odwagę do zmian. Na lepsze.
Wiem, że czasami naprawdę JEST ZA PÓŹNO. Wiem, że nie bez powodu przypominamy sobie wzajemnie, aby dbać o to, co jest dla nas ważne, bo nic nie zostaje nam dane na zawsze. Jak się starasz, tak masz. I wiem, że jeśli za Tobą jest 90% beznadziejności, to myślisz sobie, że pozostałe 10% też powinno takie być.
Ale wiem też, że 10, a nawet 2 i 0.1, to wciąż więcej niż zero, dlatego warto grać o lepszego siebie i robić na złość tym, którzy nie wierzyli
A jeśli uważasz, że nie jesteś po to, żeby cokolwiek innym udowadniać, to pamiętaj: Ty też nie wierzyłeś.