Po niezbyt przyjemnych doświadczeniach wieku nastoletniego nigdy więcej już tego nie robiłam. Nie sprzedawałam swojej prywatności nawet najbliższym osobom i nie zwierzałam się.
Do czasu. Do czasu, kiedy kompletnie brakło mi pomysłów i zadzwoniłam do kolegi. Tak po prostu, poszliśmy na drinka do pobliskiego pubu i postawiłam wszystko na jedną kartę. Opowiedziałam całą historię swojego beznadziejnego zauroczenia i tego, że gdyby ktokolwiek zapytał mnie, co robić, byłabym pierwsza do przedstawienia mu całej strategii, a kiedy sama miałam coś zadziałać w tym kierunku, to nie potrafiłam nawet wziąć do ręki telefonu i zaznaczyć Jego numeru.
Dyskutowaliśmy długo. Przeanalizowałam każdy aspekt sytuacji. Wydawało mi się, że już wiem prawie wszystko. I że sama sobie odpowiedziałam. A on nadal trwał przy swoim. Przy tym, że jak czegoś chcesz, to robisz raczej go-for-it, a nie fuck-it.
– No ale jak ty to sobie wyobrażasz? Nie mogę wyskakiwać z jakimiś gadkami i spotkankami tak po prostu, co jeśli coś nie potoczy się po mojej myśli i nie będę wiedziała, jak zareagować? Wyjdę na jakąś dziwną – rzucałam typowo nastoletnimi wymówkami, bo byłam do nich przywiązana. I nie umiałam sie ich pozbyć. Gdzieś podświadomie liczyłam na to, że pokaże mi jakiś niespodziewany dodatkowy aspekt sytuacji i wszystko sie wyjaśni. Albo zaprzeczy. Albo podsunie inne cudowne rozwiązanie. Liczyłam na niego, liczyłam na coś. Ale żadna z tych rzeczy się nie stała. Patrzyłam na niego i czekałam. Wtedy kolega przechylił głowę o jakieś 45 stopni w prawo, popatrzył na mnie, lekko mrużąc oczy i z zupełną, ale naprawdę zupełną powagą i konsternacją wobec mnie, powiedział:
– No i co z tego?
Sfejspalmowałam. Miałam wrażenie, że wszystko, co dotychczas mu opowiedziałam, zabił pięcioma słowami i zlekceważył mój problem. Spróbowałam coś odpowiedzieć, ale nie wiedziałam co. Bo zatkało mnie .Zatkała mnie jego pewność i konsekwencja w tym, co mówił. A później zdałam sobie sprawę, że te 5 słów zmieniło moje myślenie. A on kontynuował:
– No… serio. Czyli że ten scenariusz, w którym ty się odzywasz i jesteś ta straszna, która się narzuca, a on biedny się męczy i w końcu po 2 miesiącach mówi Ci: „Spierdalaj.”, i ty wtedy spierdalasz, a później jest koniec sprawy, to jest twój najgorszy scenariusz, tak? Tyle złego może się wydarzyć? Może Ci po prostu powiedzieć: „Nie mam ochoty z tobą gadać, nie pisz więcej”. To jest serio to, czego się tak bardzo boisz?
Tak, to było własnie to. To był mój najgorszy scenariusz. I taki jest również Twój.
Ludziom nie dogodzisz
Wiadomo nie od dziś. I serio, możesz mieć więcej moralnych zasad niż butów i ciuchów w garderobie razem wziętych, a później usłyszeć, że jesteś sztywna jak kij, i Ci się odechce.
Możesz być wyluzowana jak student przed zerowym terminem egzaminu, a i tak później usłyszeć, że ktoś Cię nie szanuje, bo nie masz żadnych zasad.
Możesz ułożyć milion takich zdań i każde będzie prawdziwe.
Możesz próbować być idealna tak, by każdy tak to właśnie widział, ale i tak Ci się to nie uda.
Tylko … co z tego? Bo możesz też być szczęśliwa.
Nie sądzę, żeby wybór był trudny.