Kiedy myślimy o najtrudniejszym i najbardziej polecanym sposobie przywrócenia sobie czyjegoś zainteresowania, nie rzadko wujek Google wyrzuca tzw. „zasadę niedostępności”. W tym przypadku polegającą na tym, że ochłodzenie relacji i odsunięcie się na jakiś czas, po paru miesiącach przyniesie oczekiwany przez nas skutek – powrót drugiej osoby.
Owszem, często na chwilę działa mechanizm „gonienia króliczka” i wtedy wydaje nam się, że wszystko jest pięknie. Ale działa czysty, pusty mechanizm, a nie prawdziwe uczucia. Po jakimś czasie znowu wszystko wraca do normy i boli jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.
Dystansowanie się od osoby, która już wcześniej miała nas gdzieś, tak naprawdę tylko ułatwia jej sprawę. Pomyśl sobie, jak Ty zachowujesz się po tym, jak przestaje się do Ciebie odzywać ktoś, kogo masz dość. Czy po miesiącu nagle cudownie uświadamiasz sobie, że to miłość Twojego życia albo świetny przyjaciel czy raczej pomiędzy jednym a drugim drinkiem w piątek wieczorem rzucasz do znajomych „Dżizys, serio myślałem, że już nigdy się nie odwali. Uff.”
No właśnie.
Dystans działa pozytywnie, ale wtedy kiedy są ku temu podstawy. Kiedy znudzenie sobą to chwilowy problem lub zbyt dużo godzin spędzonych ze sobą w ciągu krótkiego czasu. W innym przypadku jedyne, co wywołuje u osoby, którą dystansujesz, to radość, że wreszcie się to stało.
Czas wiele weryfikuje. Pozwala tęsknić, ale pozwala też zapominać. Obie rzeczy w równym stopniu. Człowiek pozostawiony sam sobie odzwyczaja się, myśli po swojemu, ma szansę dowiedzieć się, czego chce, a czego nie. Często wtedy podejmuje najlepsze i najbardziej szczere decyzje.
Dystans to świetny sposób. Ale nie dlatego, że z opcji całkowitego zapomnienia o Tobie vs totalnego zatęsknienia i chęci powrotu do Ciebie, ten Ktoś zawsze wybierze tę drugą. Ale dlatego, że bez względu na wybór którejkolwiek z nich, Ty możesz być pewien, że to ta prawdziwa.
_______________________________________________________
Znajdź mnie też tutaj 😉