Ostatnio było tak normalnie. Niektórzy użyliby tutaj słowa: letnio.
Później coś mnie trafiło. Może to była kropla deszczu, kiedy obejmowałeś mnie blisko ramieniem, żebym zmieściła się pod tą samą parasolką. Może fragment twoich ust, który zahaczył o moje nagie ramię.
A może przypadkowa piosenka, która zagrała w tle gdy byliśmy tak blisko. Albo Twój oddech na moich powiekach, gdy zamknęłam oczy, odchylając głowę lekko do tyłu.
Polubiłam się wstydzić. Polubiłam te wszystkie wieczory, kiedy wracam do domu i nieświadomie dotykam swoich ust, żeby sprawdzić, czy został na nich ślad po Twoich. Pokochałam te noce, kiedy namiętnie się kochamy, a później budzę się sama w nowej, miękkiej pościeli i sięgam ręką po telefon żeby przeczytać, co masz mi do powiedzenia dziś rano. A ja zastanawiam się, czy opowiedzieć Ci swoje sny. Czasem boję się, że nie potraktujesz ich jak ja i stracą swoją magię.
Ufam Ci, ale rozumiem, że jesteśmy inni.
Ja czasem patrzę w dół, bo zdobywasz mnie swoim głębokim spojrzeniem i muszę złapać oddech w samotności.
Ty czasem patrzysz w dół, bo nie możesz jeszcze dotykać
Ja czasem zostaję z Tobą zbyt długo, bo całujesz mnie kiedy mam już iść, a ja nie potrafię dać Tobie i sobie odejść, jeśli nie odpowiem Ci na to długim przytuleniem.
Ty czasem zostajesz ze mną zbyt długo, bo wiesz, że miniemy się przez kolejnych pięć dni, a chcesz być mi wierny.
Ja czasem oddycham niespokojnie przy twoim uchu, bo lubię kiedy do mnie szepczesz, że Cię to podnieca.
Ty czasem szepczesz mi do ucha, bo wiesz, że szybciej będę Twoja.
Ja czasem mówię do Ciebie, bo liczę, że opowiesz mi tyle samo co ja Tobie i na koniec dodasz, że z nikim o tym nie rozmawiałeś.
Ty czasem mówisz o tym, bo wiesz, że w weekend zapytam, dlaczego nie dzwoniłeś.
Ostatnio było tak normalnie.
A później zrobiło się gorąco.
I się poparzyłam.