2
0

Przetańczyć z Tobą chcę całą noc.

Kluby. Podobno na pierwszy rzut oka tam nie pasuję. Ale jak już tam wejdę, jestem trochę inną osobą. Nie, nie łamię żadnych swoich zasad, ale uwielbiam tańczyć – na tyle, że mogę się nie zastanawiać jak to robić, jak wyglądam i te wszystkie uczucia, które nam towarzyszą jak robimy coś, do czego nie jesteśmy przekonani. To jest najlepsze uczucie ever – zatracać się w czymś i czuć, że to jest „takie moje”.

Uwielbiam ten klimat. Światła, ręce ludzi w zgodnym ruchu, tysiące uśmiechów migających w tych światłach, DJ.

Trochę inny świat. Tak myślę. Głośny, głuchy na prawdziwe słowa, zamknięty w pomieszczeniu z muzyką, wypełniony śmiechem, alkoholem i dobrą zabawą. Zapomnienie. I chociaż każdy ma jakiś swoj cel (albo go brak?), to i tak wszyscy połączeni są tą samą atmosferą, tymi samymi dźwiękami.

A potem wraca się do domu nocnym autobusem, z słuchawkami na uszach, z resztką tego bitu, który chce sie zatrzymać razem z całą radością. I jak się trafia do domu, to muzyka jest już coraz słabsza, i my jestesmy coraz słabsi. Jedna z najdziwniejszych rzeczy dla mnie – im lepiej się bawisz, tym bardziej czujesz po czasie smutek. Próbuję wypełnić czas, zabić czas, przewartościować czas, a zostaje pustka, jeszcze większa. Jakaś taka… po prostu pustka. Że to nic nie dało. Że już się skończyło, zostawiło po sobie… no właśnie? Dobre rzeczy poznajemy po owocach.

Ile warte są chwile szczęścia ze świadomością, że żyjemy zbyt szybko, umieramy zbyt młodo? Na ile można sobie pozwolić, by zabić w sobie smutek i żal? Co jest tym naszym indywidualnym wyznacznikiem?

 

https://www.youtube.com/watch?v=B_OxEEOliUk