23
0

Taka mała życia garść, nie więcej.

Jest tak zwany dzień jak co dzień. Tyle że dziś masz przed sobą tydzień wolnego i wyjeżdżasz. Zastanawiasz się, czego zapomniałaś i myślisz o tym, że najchętniej przespałabyś ten tydzień. Tak, to byłby najlepszy odpoczynek. Ale przecież zapłaciłaś i w sumie musisz jechać. Nakładasz leniwie plecak na ramiona, bierzesz walizkę i narty do ręki, i wychodzisz.

Przez chwilę powietrze ma zapach lekkiego, świeżego mrozu. Pod wpływem chwili postanawiasz „let it go” i na Twoją twarz wraca uśmiech. Na miejscu odjazdu czekają na Ciebie już Twoi znajomi. Koleżanki machają ręką, a kolega podbiega Cię uściskać.

Wyjeżdżacie prawie punktualnie. Siedzisz w autokarze z słuchawkami na uszach, co jakiś czas zdejmując je, żeby zobaczyć co się dzieje. Ludzie piją i świetnie się bawią. Nie znasz ich, więc nie wyrywasz się na siłę. Zaczynasz przejmować pozytywną atmosferę.

Nie wiesz, kiedy to się dzieje. Wpadasz po prostu w trans. Nie wiesz, kiedy się zaczęło i nie wiesz, ile potrwa, więc łapiesz każdą chwilę. Przełykasz kolejnego szota, posyłasz Mu kolejny uśmiech, tańczysz kolejną piosenką.

– Jest zajebisty. – Weronika rzuca z rozmarzeniem to znane hasło. Przytakujesz z nieschodzącym z ust uśmiechem i święcącymi oczami.

Przysiadają się do Was. Rozmawiacie. Śmiejecie się głośno i beztrosko. Sok pomarańczowy smakuje lepiej niż zwykle, czujesz jego nogę niechcący znajdującą się zbyt blisko Twojej pod stołem. Widzisz ukradkiem Weronikę wymieniającą szybkie, konkretne spojrzenia z Nim Numer Dwa. Nie boisz się wtopy. Przecież jak powiesz coś nie tak, to przyjaciółka zachowa się jak przyjaciółka. Jesteście dziś i jutro sojuszniczkami. Gracie w jednej drużynie i przeżywacie swoją młodość. Czujesz się wolna, beztroska, pewna siebie. Pewna siebie jak nigdy. Łapiesz wszystko, co się da. Zaraz przecież może uciec. Dlatego jest jeszcze bardziej atrakcyjne.

Parę godzin później widzisz te same mordki na parkiecie pełnym migających świateł, białych zębów szczęśliwych ludzi i w pomieszczeniu, które żyje od muzyki. Bitu, który przeżywają wszyscy, który rwie do tańca i zabiera cały smutek. Przebiegasz przez barek obok, pijąc kolejnego drinka w pośpiechu i wracasz na parkiet. Twoje uszy są przyzwyczajone do głośnej muzyki. Za chwilę nie próbujesz już udawać, że nie podobają Ci się Jego dłonie coraz bardziej odważnie spacerujące po Twoim ciele. Jego oczy coraz śmielej Cię lustrujące. Jego aura w Twoją stronę pod tytułem Approved. Just for today, but still.

Mimo że rano musisz bardzo wcześnie wstać, to nie przeszkadza Ci to. Przecież chcesz ładnie wyglądać dla Niego. I dla siebie. Dla tych chwil, kiedy mijacie się w kolejce po bułki na śniadaniu.

Czas mija coraz szybciej. Narty jeżdżą coraz pewniej. Kawa w knajpie na stoku smakuje coraz lepiej. Tęsknisz za swoim starym, zostawionym w mieście życiem coraz mniej.

Następny wieczór Cię nie rozczarowuje. Już wiecie, o co chodzi. Znów spotykacie się w tym samym rytmie. Parę chwil później przewijasz się po innych pokojach. Poznajesz kolejnych ludzi. Przelewa się alkohol.

– Heej, twoja dziewczyna tańczy nawet na korytarzu! – Brunet krzyczy do Niego. Przygrywasz bit do Niego ręką. Jesteś w ich towarzystwie. Kątem oka widzisz parkę siedzącą na schodach. Ledwo się trzymają, ale mają siłę na bliskość. Chyba też popłynęli. Opiekun chodzi po pokojach w poszukiwaniu wódki „na krzywy ryj”. Faceci wyskakują w T-shirtach na zewnątrz i puszczają Uptown funk z telefonu. Znowu czujesz jego ręce na swojej talii i Jego oddech na szyi. Odwracasz się i całujesz go szybko w usta. Obracasz się w rytmie, trzymając Jego rękę.

W Twoim pokoju jest mnóstwo ludzi. Lecą żarty i nowe piosenki walczą ze sobą przy pootwieranych na oścież drzwiach w pokojach. Ktoś idzie zygzakiem. Ktoś inny próbuje rozwalić te jedne zamknięte drzwi. Panuje chaos i czujesz, że pomimo drugiej w nocy i zamykających się oczu tak naprawdę nie masz ochoty spać. Jeszcze nie teraz.

Znikają wszystkie opory. Z każdym kolejnym dniem. Aż ostatniego dzielisz z Nimi uczucie, że nie mogło być lepiej. Niczego nie żałujesz. I nie pamiętasz już tej tęsknoty, którą wiozłaś ze sobą w tę stronę. Patrzysz przez okno autokaru, mając Go obok, słuchasz sentymentalnej muzyki, obrazy zmieniają Ci się przed oczami, czujesz smak tej wyjazdowej kawy i wiesz, że już nie będzie tak samo.

Zostawiłaś za sobą strach, smutek i zło.

I mimo że niewiele znajomości i zdjęć przetrwało, mimo że imprezy już nie wróciły, a następne dni znów były wypełnione pracą, to nie jest Ci już szkoda. Bo wiesz, że dobrze się bawiłaś i narobiłaś sobie wspomnień.

Odczarowujesz swoją niepewność i zaczynasz nowe życie.

Już wiesz, że nikt nie jest niezastąpiony. A każdy brak ktoś kiedyś wypełnia. Nie mogłaś lepiej wypełnić tamtych chwil.

Taką małą garścią życia. Niczym więcej.