smutek
8

Jesteś smutny? Jesteś inteligentny!

Ludzie o większym ilorazie inteligencji mają większą skłonność do depresji. Inteligentniejsi ludzie są smutniejsi, bo widzą więcej rzeczy.

Do tego można dopiąć inne standardowe hasła typu „amerykańscy naukowcy odkryli” oraz „zostało naukowo udowodnione” i wszystko to razem będzie prawdą.

Tak, nie jest tajemnicą to, że inteligentniejsi ludzie mają większe skłonności do depresyjnych odczuć i zachowań, bo życie jest pełne gówna, a tacy ludzie lepiej to dostrzegają. Usłyszałam to też nie raz od innych osób, a szczególnie w pamięć zapadło mi dwóch znajomych – obojga uważałam za naprawdę bystrych facetów.

Dlatego też długo siedziało mi to gdzieś w pamięci i przemyślałam sprawę po swojemu. Doszłam do wniosku, że w życiu są trzy takie poziomy postrzegania szczęścia.

Pierwszy to bezwarunkowe pozytywne podejście do wszystkiego, reprezentowane przez ludzi, których wszystko cieszy i którzy szczerze nie rozumieją tego, jak ktoś mówi „Życie jest podłe. Nie widzę sensu.” Dla nich słowo „sens” nie jest istnieje. A jeśli tak, to kończy się gdzieś na piwie w sobotę przez telewizorem.

Dla nich bycie kimś szczęśliwym nie jest też niczym trudnym. Bo nigdy nie musieli się o to starać. To po prostu leży w ich naturze. Nie zapracowali na to.

Drugi to szeroko rozumiana depresja. Może niekoniecznie jako zdiagnozowana choroba, ale okres w życiu, gdzie zaczyna się dostrzegać beznadziejność. Gdzie widzi się, że gdyby dało się zmaterializować słowa „ufam Ci”, które powiedziało się kilku zajebiście ważnym osobom w Twoim życiu, to teraz można by je spokojnie wykorzystać jako alternatywę do najtańszego papieru toaletowego. Gdzie dociera do nas to, że gdyby piosenkę „Bumerang” Ewy Farnej (według niej wszystko, co dobrego dajemy od siebie, do nas wraca) przedstawić w dwóch słowach i dodać do nich procenty, to koło „naiwności” byłoby 90%, koło „przypadku” 5%, a zagubione 5% zawędrowałoby koło „faktów”, przy czym miałoby bardzo niewyraźny i jasny kolor.

Drugi sposób to szersze patrzenie, gdzie na bokach jest mnóstwo zła, niesprawiedliwości i łez, bo to się po prostu w życiu na tym świecie zdarza i będzie zdarzać.

A trzeci poziom to… powrót do pierwszego, przy jednoczesnym dostrzeganiu całej zawartości drugiego. To umiejętność bawienia się życiem i dostrzegania pozytywnym rzeczy przy jednoczesnej świadomości całego szajsu, który nas otacza w jakiejkolwiek postaci.

To coś, co możemy w sobie wypracować. To coś, czego nie dostajemy tak po prostu jak ktoś na „pierwszym poziomie”, ale coś, co osiągamy poprzez ciężką pracę nad samym sobą. Najtrudniejsza radość bo „radość pomimo”.

Ale też najwięcej warta. I jeśli wypracujemy sobie ją właśnie idąc poprzez taką drogę, to odebranie jej – będzie trudniejsze niż cokolwiek.

PS Absolutnie nie chciałam, żeby ten post zabrzmiał protekcjonalnie. To tylko moje przemyślenia, które ubrałam sobie w „trzy poziomy” tak metaforycznie do rozdzielenia poszczególnych stanów w życiu, przez które według mnie sporo osób przechodzi. I w których niestety za dużo osób zatrzymuje się na tym drugim, bo wspięcie się na trzeci jest trudne i wymaga wysiłku, a wszelkie internetowe źródła utwierdzają w przekonaniu, że drugi poziom jest fajny, bo świadczy o Twojej inteligencji. A nie ma sensu zepsuć sobie życia w imię ślepego przekonania o własnej wyższości, opartego na … tychże badaniach.

_______________________________________________________

Znajdź mnie też tutaj 😉

facebookyoutube

  • Sanity

    Niektórzy podchodzą do wszystkiego bardzo pozytywnie, zakładają, że wszystko się uda, będzie dobrze i tak dalej. Ktoś może pomyśleć, że tacy ludzie każdą negatywną emocję odczuwają dużo mocniej, bo w końcu im się coś nie udało. Nie wiem. Może?
    Po drugiej stronie są ci, którzy zwykle zakładają najgorszy możliwy scenariusz. Nawet taki, że jak się odwrócisz, żeby kupić coś zimnego w ten upalny dzień, to nie zdążysz na swój autobus. I nie, nie chodzi wcale o osoby którym przeszkadza w życiu słońce świecące z rana. Lecz dla części z nich, gdy stanie się coś dobrego, chociażby nie wiadomo jak małego, to uśmiechają się gdzieś w środku myśląc „a jednak pizza z jedynie cebulą i serem nie jest taka zła”.
    No tak, jeszcze ci wszyscy pomiędzy. Oni nie są tacy skrajni jak reszta, mimo to spotykają ich rzeczy dobre, złe i nijakie. Wstają rano i żyją. Jak inni.

    Ktoś może się zapytać, które podejście jest najlepsze? Nie wiem, na pewno są różne. Powinniśmy patrzeć na świat tak jak uważamy.
    Jeśli myślę, że to dla mnie codziennie wschodzi słońce to tak jest, a Ty?

  • Masz dużo racji 🙂 Wbrew pozorom większość ludzi płytko podchodzi do tematów, reaguje bez emocji i w zdecydowanej większości przestaje mieć wartości.

  • Bardzo ciekawe, dużo w tym prawdy…Inteligentniejsi widzą więcej, a ci mniej rozgarnięci biorą lekko rzeczywistość

  • Zgadzam się w całej rozciągłości. 🙂 Poza tym zauważam jeszcze jedną ciekawą zależność – dużo osób mówi mi, że jestem smutna albo lubię smutne rzeczy. Tymczasem ja po prostu lubię rzeczy, które są złożone, może trochę melancholijne ale dla mnie kompletnie nie są one smutne tylko po prostu przyjemnie ciekawe. U każdego ten środek będzie leżał gdzieś indziej. 🙂

  • Mam dwóch ziomków, obydwaj zasadniczo inteligentni, empatyczni, a różnią się niesamowicie. Jeden jest naturalnie wesoły. Widzi smutne rzecz, ale nie przejmuje się nimi za długo. Wspiera znajomych w ich problemach, ale nie widzi powodu, by ciągle o tym myśleć. Z łatwością ucieka w świat swojej pasji. Zawsze widzi przed sobą cel, zawsze ma marzenia. Nie rozumie narzekania i czarnowidztwa. Drugiego dobija wszystko to, co widzi, i co go spotyka. Odbijają się na nim wszystkie cierpienia i problemy znajomych. Nie umie sobie radzić z emocjami, poczuciem winy, poczuciem straty, ma niską samoocenę, nie widzi przed sobą przyszłości.
    O ile pierwszy nie musi wypracowywać sobie radości, bo ma ją naturalnie, o tyle drugi jest w stanie wypracować sobie tylko życiowy cynizm i obojętność, która daje mu trochę wytchnienia w tym szalonym świecie.
    A ja jestem totalnie pośrodku, jak zwykle. Łączę radość z małych rzeczy i swoich pasji z życiowym cynizmem i postawą obojętną. Radują mnie stare księgi i dobra kawa – olewam jednak wielkie problemy świata i nie angażuję się w żadne edukowanie i w żadne dyskusje światopoglądowe. Jak na mnie, na tym świecie da się żyć. Nie jest to żaden wypracowany optymizm ani radość (stare księgi cieszą mnie zawsze), raczej spokojne, wyczerpane pogodzenie się z losem i kojąca świadomość, że i świat jak był zły, zły będzie nadal, a moje istnienie wpłynie może na kilka osób – i raczej nie zdążę nic zepsuć. Dlatego jestem egoistką i żyję dla siebie, nie dla ideałów, nie dla ludzi. Bawię się życiem całkiem dobrze, szczególnie że jako student mam nieograniczoną swobodę postępowania i podejmowania złych decyzji. Ot, trochę cynizm życiowy, dużo wycofania, ale radość „pomimo” wydaje mi się mocno sztuczna, a swojego celu w życiu (pożytecznego i akceptowalnego społecznie) znaleźć nie jestem w stanie.
    Podobno jestem inteligentna, aczkolwiek różnie o mnie ludzie w życiu mówili 😛

    • Hm, to wygląda na to, ze Twój nick dobrze pasuje do Twojego stylu życia, dzięki za wyczerpujący komentarz (;