Chyba jest ich około dwudziestu kilku. Rozglądam się ostrożnie w każdą stronę po kolei, nie napotykam niczyjego wzroku. Wszyscy są zajęci sączeniem drinków, jedzeniem resztek sałatki z gyrosem albo patrzeniem w czyjeś oczy obok. Mam dość bycia w cieniu Moniki. Od samego początku nie miałam ochoty na urodziny z ludźmi, z którymi nie łączy mnie nic poz wspólnym piwem w piątek i niegazową wodą z rana w sobotę. Nie czuję, żeby to był mój świat i czuję, że jeśli nie zacznę go szukać, to nikt nie zrobi tego za mnie.
Nakładam w pośpiechu kurtkę i schodzę szybko po schodach na zewnątrz. Wkładam obie ręce głęboko do kieszeni kurtki naciskając na miękki materiał i wypuszczam powietrze, zastępując świeżym. Robię kilka kroków naprzód, delektując się spokojem, mrokiem i wpatrując w kałuże przede mną.
– Ta jest cieplejsza. – Czuję ciepły, męski oddech na swojej szyi przez chwilę. Kiedy się odwracam, Mateusz już idzie obok mnie, przedrzeźniając mój ruch z dłońmi głęboko wciśniętymi w kieszenie bluzy, pozostałej po oddaniu mi kurtki.
– Dzięki – rzucam krótko.
– Przerwa na papierosa bez papierosa?
– Pewnie, takie są najlepsze! Chyba że ty chcesz to wiesz… nie krępuj się.
– No właśnie trochę się krępuję – mówi z pewnym siebie błyskiem w oku, obejmując mnie mocniej w talii na chwilę. Zabiera rękę, zanim zareaguję. Kręcę głową z uśmiechem i gorączkowo zastanawiam się, co powiedzieć, żeby nie zauważył, że poczułam się niezręcznie. Ale w końcu i tak wybieram milczenie.
– Długo się znacie z Moniką? – pyta.
– Sporo. To znaczy, od podstawówki. Ale przyjaźnimy się w sumie dopiero od dwóch lat.
– W Wiedniu nie wyglądałyście na przyjaciółki – stwierdza twardo. Mateusza poznałyśmy na wspólnej wycieczce do Wiednia z biura podróży dwa miesiące temu. Jest od nas cztery lata starszy, Monice chyba wpadł w oko. Zresztą, nie ukrywała tego.
– Ukrywamy się za granicą, wiesz, tak to jest.
– Widzę, że nie lubisz traktować ludzi poważnie.
– Tylko facetów.
– Ups..
– Kurde… przepraszam – reflektuję się i robi mi się naprawdę przykro. Dociera do mnie, że naprawdę lubię tego chłopaka. Chłopaka, który jako jedyny wybiegł za mną kiedy wyszłam ze środka imprezy i który jedyne, co teraz robi, to stara się być dla mnie miły. Zatrzymuję się i przekręcam głowę w jego stronę, żeby szczerze na niego spojrzeć, kiedy czuję jak mocno przyciąga mnie do siebie, jego ręce lądują na samym dole moich pleców, niebezpiecznie przez chwilę zahaczając o tyłek, a moje usta są teraz przyciśnięte do jego. Jestem tak zaskoczona, że nie wiem, co robić i mocno zaciskam usta. Orientuję się i natychmiast pragnę się poprawić. Jeszcze raz podnoszę się na palcach, wyginam ciało w lekki łuk i całuję go należycie.
– Kurde… przepraszam – słyszę jego głos, kiedy chowam głowę w jego ramionach, wtulając nos w jego klatkę. Dociera do mnie sens mojego „przepraszam”. Dociera do mnie sens przeprosin.
***
Nie mam już siły iść dalej. Całą drogę pod górę mówiłam sobie, że pod górkę najciężej, a później… później już tylko z górki. Czy w życiu jest tak samo? Czekam na lepsze i luźniejsze momenty, a zderzę się z trudniejszą rzeczywistością niż teraz?
Malwina podaje mi butelkę wodę i mówi:
– Dlaczego. Dlaczego urodziny w górach.
– Piotrek, dlaczego! – Patrzę na niego i widzę taki sam ból, jak na naszych twarzach. To nie był dobry pomysł. Tylko Mateusz nie wygląda na zmęczonego. Dokładam w myślach kolejną cegiełkę do mojej wieży zbudowanej z cech, za które go podziwiam.
Docieramy do schroniska późno wieczorem. Od razu z końcem wędrówki wracają do mnie siły i energia. Jestem druga, które głosuje za dzisiejszym ogniskiem. Monika nie wydaje się zbyt chętna, ale bardziej wygląda mi to na zwrócenie uwagi na siebie – zaprezentowanie, że ma inne zdanie niż wszyscy. Czy ja naprawdę przestaję być wobec niej obiektywna?
Ubieram obcisłe legginsy i lekko za dużą bluzę z polaru, wiążę włosy w ciasny kucyk. Znajduję sobie miejsce na w miarę czystym kawałku drewnianej ławki – lub czegoś ławkopodobnego – i zaczynam wpatrywać się w ogień. Oczy palą mnie coraz bardziej, ale nie przestaję. Uwielbiam to uczucie. Wdycham zapach świeżego powietrza, pomieszanego z dyskretnym dymem z ogniska. Wrzucam swojego ziemniaka i na resztę czasu o nim zapominam.
Zaczynam rozmowę z Piotrkiem o planach na studiach.
– Może budowa maszyn. Albo jakaś informatyka. Nadal nie jestem pewny…
– Nie złożyłeś nigdzie papierów?
– Złożyłem, ale i tak nic z tego mnie nie interesuje.
– Nie idźcie na elektronikę – wtrąca Mateusz. – Jeszcze macie szansę mieć normalne życie.
Śmieję się i robię znaczącą minę w jego kierunku.
– A Ty co ciekawego zamierzasz? – pyta Mateusz i kiedy się odwracam, widzę, że Piotrek jest już kilka metrów ode mnie, rozmawiając z Malwiną i Moniką. Czuję się jak w potrzasku, bo boję się, że za chwilę nie będę wiedziała, co ze sobą zrobić w rozmowie z Mateuszem. Jednocześnie od wewnątrz ogarnia mnie jakieś przyjemne uczucie, coś w rodzaju adrenaliny, ale nie do końca.
Pingback: W jego myślach. #2 - lonelyneighbour()